Zabawa w Kościół
Wstyd się przyznać, ale w młodości nie byłem ministrantem. Kiedy wstąpiłem do seminarium, musiałem więc szybko nadrobić tę lukę. Na szczęście wykłady z liturgiki czy asysty seminaryjne bardzo mi w tym pomogły. Jednak nie tylko one nauczyły mnie, czym tak naprawdę jest święta liturgia.
Dobrze zapamiętałem jedną z pierwszych posług, w której byłem odpowiedzialny za przygotowanie okadzeń. Niestety, nie zdążyłem rozpalić węgielków na czas i kiedy zbliżała się chwila wyjścia z kadzielnicą, pomyślałem sobie naiwnie i przewrotnie, że wyjdę z nierozpalonymi węgielkami, celebrans zasypie je kadzidłem, a nikt specjalnie nie zauważy, że i tak nie ma z tego dymu. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, żeby tylko ratować swoją głowę. Pobożny ksiądz nabierał już na małą łyżeczkę kadzidła, ale nagle zobaczył zupełnie czarne węgle w kadzielnicy. Spojrzał na mnie z uśmiechem i bez złości, życzliwie powiedział: „Idź z tym do zakrystii, nie będziemy oszukiwać Pana Boga, bo Kościół to nie zabawa!”.
CZYTAJ DALEJ