Dużym zainteresowaniem chrześcijan pierwszych wieków cieszyły się tzw. lata ukryte Jezusa. Chodzi m.in. o Jego dzieciństwo, o którym tak niewiele wspominają Ewangelie kanoniczne. Obraz ten starają się dopełnić autorzy apokryfów, którzy sięgają po pomysły graniczące niekiedy ze światem science fiction. Niektóre sceny są dość romantyczne. Mały Jezus miał lepić ptaki z gliny, które później - na dźwięk Jego klaśnięcia - ożywały. Innym razem spacerował po promieniu słońca. Są też sceny nad wyraz drastyczne: Jezus miał rzekomo pozbawić życia chłopca, który wypuścił wodę ze stawu. Innym razem miał pozamieniać kolegów w kozły i dopiero na usilne prośby rodziców ich „odczarował”. Gdyby historie te były prawdziwe, Maryja musiałaby mieć anielską cierpliwość do swego Syna! Na szczęście są one tylko wymysłem dziwacznych umysłów. Są jednak w Ewangeliach sceny, które odczytać można jako rysę na lustrze więzi Matki z Synem. Chodzi nie tylko o zagubienie Jezusa w świątyni. Na myśl przychodzi również szorstka - jak się wydaje przy pierwszej lekturze - odpowiedź Jezusa wobec poszukujących Go krewnych: „«KTÓŻ JEST MOJĄ MATKĄ I KTÓRZY SĄ MOIMI BRAĆMI?». - I SPOGLĄDAJĄC NA SIEDZĄCYCH DOKOŁA NIEGO, RZEKŁ: «OTO MOJA MATKA I MOI BRACIA. BO KTO PEŁNI WOLĘ BOŻĄ, TEN MI JEST BRATEM, SIOSTRĄ I MATKĄ»” (Mk 3, 33-35). Odpowiedź ta jest szorstka tylko na pierwszy rzut oka. W perspektywie słów Maryi: „Niech mi się stanie według słowa twego” - brzmi niczym pochwała. I prowokuje do pytania o nasze pokrewieństwo z Jezusem….
Pomóż w rozwoju naszego portalu