DOROTA ZAŃKO: - Święci są u Pana Boga w niebie. Czy tu, na ziemi, przeciętny człowiek może doświadczyć świętości?
KS. DR BOGUSŁAW TUREK: - Oczywiście, że może, nawet powinien. Każdy jest powołany do świętości. To jest powołanie każdego chrześcijanina. Świętym jest ten, kto żyje w łasce uświęcającej.
- W pojęciu katolickim nie może być mowy o świętości bez Pana Boga. Oczywiście, również ten, kto twierdzi, że nie wierzy, może dążyć do pewnego ideału doskonałości, ale w pojęciu naturalnym lub wyłącznie moralnym. Dla nas święty to ktoś, kto żyje w obecności Boga i w stałej jedności z Nim.
- Jak trafić pośmiertnie w poczet świętych?
- Inicjatywa zawsze wychodzi od dołu, czyli od lokalnej społeczności, w której istnieje przeświadczenie, że dana osoba, która już przeszła do wieczności, żyła w sposób święty, przeżyła swoją zwyczajną egzystencję w sposób nadzwyczajny. Mówimy tutaj o tzw. opinii o świętości, „fama sanctitatis”, która jest podstawą do tego, żeby rozpocząć proces beatyfikacyjny. Kongregacja przed nikim „nie zamyka drzwi”, tzn. każdy ma szansę trafić w poczet świętych.
- Beatyfikacja poprzedza kanonizację. Czy między beatyfikacją i kanonizacją można postawić znak równości?
Reklama
- Nie. Beatyfikacja jest „zezwoleniem” władz kościelnych na kult publiczny danego kandydata do chwały ołtarzy na szczeblu lokalnym, np. w diecezji, danym zgromadzeniu czy w określonym kraju. Natomiast kanonizacja jest rozszerzenie danego kultu na cały Kościół. Poza tym, kanonizacja, według opinii teologów, jest uważana za nauczanie nieomylne Ojca Świętego. Przed przystąpieniem do aktu kanonizacji papież zasięga opinii wszystkich kardynałów - akt ten ma swój punkt centralny podczas tzw. konsystorza w sprawach kanonizacyjnych.
- No właśnie, to Papież, mówiąc kolokwialnie, „podejmuje ostateczną decyzję”, czy danego kandydata ogłosić błogosławionym lub świętym. A czy Ojciec Święty może powiedzieć „nie”?
- Według aktualnego prawodawstwa Ojciec Święty autoryzuje Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do promulgowania danego dekretu - o heroiczności cnót, o cudzie czy o męczeństwie. Jest to zakończenie długiego etapu pracy, zbierania dokumentów, zeznań świadków, ich oceny na szczeblach różnych komisji przez teologów, kardynałów. Decyzję Ojca Świętego trudno przewidzieć. Owszem, opiera się on na pracy Kongregacji - wynikach końcowych danych procedur, zebrań itp., ale niekoniecznie musi w sposób bezkrytyczny przyjąć zakończenie danego procesu. Zdarzyło się, że Papież „zatrzymał” niektóre sprawy, prosząc, żeby pogłębić, podkreślam „niektóre” aspekty szczególnie ważne. Takie sytuacje należą to do rzadkości, aczkolwiek zdarzają się.
- Nad iloma procesami kandydatów do chwały ołtarzy pracuje obecnie Kongregacja do Spraw Świętych?
Reklama
- Obecnie jest w toku ok. 3 tys. spraw, które są na różnym etapie. Nie oznacza to jednak, że aktualnie jest tylko taka liczba kandydatów do chwały ołtarzy. Jeden numer protokołu odpowiada jednemu lub grupie kandydatów. Np. niedawno zostały przedstawione Kongregacji dokumenty dotyczące liczącej ponad 100 kandydatów grupy męczenników II wojny światowej. Ta sprawa ma tylko jeden numer protokołu.
- A jaka jest historia Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych?
- Historia tej Kongregacji sięga XVI wieku. Została ona założona przez Sykstusa V w 1588 r. Była jedną z kilkunastu kongregacji utworzonych przez tego Papieża. Początkowo nosiła nazwę Kongregacji do Spraw Rytów i zajmowała się zarówno kwestiami liturgii, jak i kwestiami beatyfikacji i kanonizacji. Przez pierwsze lata obszarem dominującym pracy Kongregacji była liturgia, potem, zwłaszcza w XVII i XVIII wieku stały się nimi sprawy beatyfikacji i kanonizacji. W 1969 r. Paweł VI podzielił Kongregację do Spraw Rytów na dwa niezależne dekasteria - Kongregację do Spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów oraz Kongregację Spraw Kanonizacyjnych.
- W Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych pełni Ksiądz funkcję podsekretarza. Na czym polega Księdza praca?
Reklama
- Podsekretarze wszystkich dykasterii Kurii Rzymskiej mają regulaminowo przewidziane kompetencje. W Kongregacji, w której pracuję, do roli podsekretarza należy bezpośrednia współpraca z kardynałem prefektem i arcybiskupem sekretarzem w prowadzeniu dykasterium. Jeśli chodzi o kompetencje specyficzne, to podsekretarz sprawdza ważność wszystkich procesów, które wpływają do Kongregacji, a dotyczących heroiczności cnót, męczeństwa, domniemanych cudów. Pierwszym etapem postępowania na szczeblu „rzymskim” jest właśnie weryfikacja, czy wszystkie wymogi formalne na etapie diecezjalnym zostały zachowane. Drugim obszarem pracy podsekretarza jest kwestia domniemanych cudów - czuwa on nad opracowaniem materiału, który jest następnie przekazywany do oceny lekarzom. Oczywiście, uczestniczy także aktywnie w całej procedurze, różnych zebraniach czy posiedzeniach Kongregacji.
- Pracuje Ksiądz w tej Kongregacji prawie 20 lat. Proszę powiedzieć, jakie refleksje rodzą się w związku z wieloletnim stażem pracy?
- Praca w Kongregacji nauczyła mnie pokory. Musiałem uczyć się wszystkiego od początku, bo to specyficzna praca. Służba w Kongregacji daje mi możliwość kontaktu z bogactwem życia ludzkiego, i to w ujęciu szczególnym. Mam okazję doświadczyć na co dzień, że kandydaci do chwały ołtarzy to często ludzie zwykli, prości, ale z drugiej strony w tej prostocie ich życia kryje się niezwykłe bogactwo. Np. obecnie trwa proces bardzo prostej kobiety, analfabetki, Kunegundy Siwiec - ktoś może powiedzieć, cóż ta osoba może mówić dzisiejszemu światu? Ale jednak ludzie są przekonani, że żyła ona w sposób święty. Ujmuje ta nadzwyczajność życia w zwyczajności dnia codziennego. To nigdy się nie znudzi. Każdy dokument, który się czyta o danym kandydacie, zeznania świadków, uczą czegoś nowego. Widać wielkie bogactwo fantazji Boga, który powołuje i daje tyle łask, że człowiek w każdej sytuacji, w każdym stanie może odpowiedzieć w sposób pełny i nadzwyczajny na to wołanie, które Bóg do niego kieruje.
O współczesnych wyzwaniach dla Kościoła i ludzkiego sumienia, o szacunku dla życia i odsłonach nowego ateizmu z abp. Markiem Jędraszewskim metropolitą łódzkim rozmawia Anna Cichobłazińska
ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: Księże Arcybiskupie, Episkopat Polski zajmuje zdecydowane stanowisko wobec postępującego ateizmu. Wydaje się, że bardziej niż kiedyś jego wypowiedzi są podstawą w toczących się medialnych dyskusjach.
Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy
świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę -
czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt
wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii.
Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze
odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene
nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane
i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”.
Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia
jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia
i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy
jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość,
nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala
Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji
kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi
jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia.
Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny
do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy
wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale
cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu.
Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie.
Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by
je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała
sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło.
Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu,
albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim
życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości.
Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask
na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii
św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że
i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością.
Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie
jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec
osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę,
że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
Sędzia Piotr Andrzejewski, który podczas głośnego posiedzenia Trybunału Stanu w sprawie immunitetu przewodniczącej Małgorzaty Manowskiej dyscyplinował innych sędziów, w rozmowie z dziennikarzem portalu niedziela.pl powiedział, że obecnie trwa batalia o obecność światopoglądu tożsamościowego związanego z zakotwiczeniem polskiej kultury i cywilizacji w Kościele Katolickim.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.