Jedni tęsknią za utraconym rajem, drudzy za obiecanym. Jedni chcą na powrót stać się dziećmi, którymi byli, drudzy - tymi, którymi mają się stać, gdy... dojrzeją. Myślę, że tych pierwszych jest znacznie więcej. Dojrzałość bowiem nie bywa teraz zbyt upragniona. Stąd też swoisty kult dziecinności, czyli swobody, beztroski, zabawy, naturalności, magiczności... Kult „dobrego dzikusa” albo wręcz „małego monarchy”, którego dorośli mają pytać o zdanie, przyznawać mu coraz więcej praw, czynić „pępkiem” świata. Może w ten sposób dorośli chcą kochać resztki dziecka w sobie? Może to jest wyraz tęsknoty za dzieciństwem jako „utraconym rajem”? A może przejaw lęku przed powagą i ciężarem dorosłości - jak u Piotrusia Pana?
Tatuś nazywał ją „infantką” i traktował jak księżniczkę. Była bowiem taka śliczna, a jednocześnie swoiście wyniosła i poważna. Miała prawie wszystko, co chciała, gdyż rodzice uważali, że jeśli
im brakowało kiedyś wielu rzeczy, to dzieci powinny mieć wszystko, bo człowiek ostatecznie ma tylko jeden raj - dzieciństwo.
Na ten raj padł pewien cień, gdy urodził się młodszy brat, który zabrał trochę miejsca w domu, uwagi i serca rodziców. Jednak wynagradzali jej to, jak tylko potrafili. Obojgu dzieciom chcieli zapewnić
to samo. Jednak małemu bratu brakowało zdrowia i zmarł, gdy miał 2 lata. Na grobie napisano, że „powiększył grono aniołków”. Odtąd w domu stał się kimś w rodzaju rodzinnego świętego. Jego
pokoik z zabawkami, fotografie, ubranka zachowano i traktowano jak relikwie. Mówiono o nim jak o aniele.
Zazdrościła mu. Chciała jak on pozostać takim niewinnym dzieckiem. Dlatego nie chciała dorastać. Uciekała w bajki, w marzenia, w ogród, ubierając się najchętniej jak mała dziewczynka. Gdy jednak dorosła,
bała się miłości, małżeństwa, a najbardziej bycia matką. Chciała mieć świat, w którym nie będzie bólu, trudnych decyzji, ciężaru pracy, więzów...
Została wychowawczynią w przedszkolu. Tam czuła się najlepiej, choć nie bardzo radziła sobie z dziećmi, a dyrektorka mówiła, że chyba zatrzymała się między dzieciństwem a dorosłością. Ona jednak lubiła
bawić się z dziećmi, bo uważała je za istoty niewinne i dobre.
A gdy takimi nie były, oskarżała o to dorosłych. Czasem rozmawiała z poważnym 5-letnim Kajem. Mówiła mu, że gdyby światem rządziły dzieci, to byłoby tu już niebo. I że ona też chce być dzieckiem...
Kaj popatrzył kiedyś na nią uważnie i powiedział: „Szkoda. Ja szukam jakiegoś dorosłego, bo strasznie jest być z dzieciakami. Ja bardzo chciałbym być już dorosły, a jak pani nie chce, to niech pani
poczeka, kiedy dorosnę, zaopiekuję się panią...”.
Jest dużo mitomanów, którzy bzdurzą o anielskości dzieci. Może w ten sposób bronią własnej niedojrzałości? Owszem, są dzieci prostoduszne, czułe, wrażliwe, szczere, zdumiewająco mądre. Ale są także bezwzględne, dzikie, cyniczne i okrutne. Książka i film Władca much to świetna przypowieść o jednych i drugich. A ci, którzy na usprawiedliwienie mitu „dobrego dzikusa” czy „małego monarchy” cytują ewangeliczne „jeśli nie staniecie się jak dzieci”, mylą infantylizm z dziecięctwem jako pełnią dojrzałości człowieka. Świat staje się dziki dlatego, że za mało w nim prawdziwie dojrzałych ludzi, którzy potrafiliby wziąć tę rosnącą gromadę dzieciarni (w bardzo różnym wieku) pod mądrą opiekę, by także dorosła. Powrotów do raju, do dzieciństwa nie ma. Raj obiecany przez Boga wymaga trudnego dorastania i o tym tak naprawdę opowiadają książki Mały Książę, Król Maciuś I, a także Ewangelia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu